Plusy i minusy zatrudnienia Jana Urbana na stanowisko trenera Śląska
Jan Urban został nowym trenerem Śląska Wrocław. Zastąpił na tym miejscu Mariusza Rumaka, którego kredyt zaufania znacząco się wyczerpał. Przed nowym trenerem dużo wyzwań, a wszyscy mają nadzieję, że stawi im czoło i wrocławski zespół w końcu będzie grał na miarę oczekiwań.
Czy zatrudnienie byłego trenera Legii Warszawa i Lecha Poznań jest kluczem do sukcesu? Wymieniamy główne plusy i minusy w charakterystyce Jana Urbana:
+ Urban już nieraz udowodnił, że dobrze sprawdza się w roli „strażaka”. Przychodząc do drużyny w kryzysie, potrafi szybko osiągnąć oczekiwane wyniki. Przykładem może być Polonia Bytom z 2010 roku, gdzie w pierwszych trzech spotkaniach, bytomianie pod jego wodzą zdobyli siedem punktów i wystrzelili w górę tabeli. Pięć lat później, Urban sprawdził się także w Poznaniu, gdzie Kolejorz nie dość, że grał na trzy fronty, to w dodatku był na ostatnim miejscu w tabeli Ekstraklasy. Mimo wszystko, na koniec sezonu udało się lechitom zająć 7. miejsce w lidze i dotrzeć do finału Pucharu Polski. Można powiedzieć, że były zawodnik Osasuny wykrzesał ze swoich zawodników ile tylko mógł.
+ Wiemy już, że nowy szkoleniowiec Śląska szybko reaguje na kryzys w zespole. Taka przemiana nie byłaby możliwa, gdyby nie pozytywny wpływ na atmosferę w szatni. Urban może imponować możliwością zintegrowania zawodników oraz niewywierania na nich presji. Dzięki temu jego podopieczni są w pełni skoncentrowani na swoim celu. Wrocławianom bardzo przyda się taki zastrzyk dobrej energii, zwłaszcza kiedy wygrywa się tylko jedno spotkanie w rundzie na własnym stadionie…
+ Trzeba przyznać, że trener Urban potrafi odpowiednio rotować składem. Podczas swojej przygody z Lechem, jesienią, jego zespół grał niemal co trzy dni. Taka sytuacja wymaga odpowiedniego reagowania – również w przypadku wybierania składu. Śląsk ma obecnie bardzo wąską kadrę, więc zmiany są konieczne, nawet jeśli ktoś jest uznawany za gwiazdę zespołu. Nikt nie jest niezastąpiony, więc takie rotacje mogą dać nieco świeżości i przeważyć o zwycięstwach.
+/- To, co przykuwa uwagę w nowym szkoleniowcu Śląska, to fakt, iż zawsze współpracuje ze swoim sztabem. Stałym współpracownikiem Urbana jest bowiem Jose Antonio „Kibu” Vicuna. Hiszpański asystent nie rozstaje z Urbanem od niemal 13 lat, więc można powiedzieć, że znają się jak łyse konie i obaj wiedzą, jak prowadzić zespół. Co, jeśli formuła się wyczerpała i współdziałanie nie dostarczy zadowalających efektów, a stanie się przekleństwem w pracy Urbana?
- Chwaliłem już byłego szkoleniowca Lecha w sprawie kryzysowych sytuacji. No właśnie, a co jeśli zła dyspozycja minie i nadejdzie szansa, by powalczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie w lidze? Z tym jest już problem, Urban bowiem nie jest już tak skuteczny w tym aspekcie. Lechici pod jego wodzą przegrali finał Pucharu Polski z Legią i nie dostali się do europejskich pucharów, choć było to bardzo możliwe. Lech w rundzie finałowej wygrał tylko jeden mecz, przez co pogrzebał swoje szanse w udziale w europejskich rozgrywkach w tym sezonie.
- Urbanowi można dużo zarzucać, ale największym mankamentem w grze jego drużyn to istne męki w konstruowaniu akcji. Zanim analitycy z Ekstraklasy przejrzą na wylot zespoły, które prowadzi, wszystko idzie dobrze. Jednak im dalej w las, tym większa nuda na boisku. Pod koniec pracy 54-latka w Poznaniu, wiele osób zarzucało jego podopiecznym, że wolno rozgrywają swoje akcje i są kompletnie nieefektywni.
- Urodzony w Jaworznie szkoleniowiec stał się już marką samą w sobie. Ma na swoim koncie Mistrzostwo Polski i dwa Puchary Polski z Legią oraz Superpuchar z Lechem. Jego renoma znacznie skoczyła w górę, a co za tym idzie – koszty jego zatrudnienia. Czy Śląsk stać na kontrakt dla utytułowanego trenera?
Na sam koniec warto również dodać, że istnieje tzw. paradoks Urbana. Polega on na tym, że 54-letni szkoleniowiec działa lepiej i efektywniej, im mniej ma czasu w zanadrzu. Będąc trenerem Lecha, zaliczył bardzo udaną jesień, natomiast po obozie przygotowawczym w zimie, nie było już tak kolorowo. Może to zły omen, że 54-latek dołączył do klubu w styczniu, a nie w trakcie minionej rundy?